Archiwum kwiecień 2011


kwi 08 2011 Mistrz
Komentarze (0)

Dzieje Wolfa z Verigold

cz. IV

 

Powoli wracał do siebie, głowa bolała i nie potrafił skupić wzroku przez dłuższy czas na jednej rzeczy. Zęby a przynajmniej tak mu się zdawało, były nienaruszone ale pewności nie miał. Rozejrzał się po celi, wąska struga światła padała na środek podłogi po, którym biegały szczury i myszy. Jedyne co było czarniejsze od ścian tego „pokoju” to myśli Wolfa , gdy myślał co go czeka przy przesłuchaniu. Drzwi były solidne a okno zakratowane więc o ucieczce mowy nie było, mimo to Wolf oglądał ściany. Może gdzieś jest choć szczelina czy dziura? Jednak nic takiego nie znalazł, powoli przyzwyczaił się do swojego brudnego ale względnie spokojnego lokum gdy usłyszał kroki na korytarzu. Drzwi celi otworzyły się i Wolf zobaczył strażnika z pochodnią.

 

- Wstawaj złodzieju – uśmiech strażnika nie przepowiadał nic dobrego – Głuchyś?

 

Wolf pomału wstał i wyszedł z celi, ruszyli nisko sklepionym korytarzem. Szli dobre 10 minut gdy naglę strażnik otworzył drzwi i wepchnął go do jasno oświetlonego pomieszczenia.

 

- Witam witam ileż to już lat minęło – nieznajomy podał mu rękę – Drogi Wolfie, jak Ci leci?

- Jak widać świetnie – ich spojrzenia spotkały się – Kilt

- O pamiętasz też kim jestem! - starzec uśmiechnął się, ukazując dość pokaźny zasób zębów jak na swój wiek – a teraz do rzeczy, masz mój rubin?

- Mam, znaczy miałem – Wolf spojrzał Kiltowi prosto w oczy – ukradli mi go po drodze

- Zła odpowiedź – wyraz twarzy staruszka zmienił się w mgnieniu oka – bardzo nie dobrze

Kilt zamachnął się lagą i uderzył Wolfa w brzuch. Uderzał raz za razem aż pot zaczął spływać mu po czole.

 

- Dobrze a teraz jak już sobie odreagowałem, pora przejść do interesów – starzec poczekał aż Wolf wstanie i powoli zasiadł za biurkiem – posłuchaj jest jeszcze jeden taki klejnot, zainteresowany?

- Nie mam wyboru, więc zapewne tak – wydyszał obolały Wolf – jakie są warunki?

- Masz na tą misję miesiąc – Starzec rozwiązał Wolfa i podał mu chustę do otarcia krwi- jeśli się nie sprawdzisz zabijemy cię choćbyś ukrył się za morzem, jasne?

- Jasne, ekwipunek znajdę tam gdzie zwykle?

- Tak

- A co z moim towarzyszem? - Wolf mimowolnie pomyślał o komforcie celi i skrupulatności przesłuchań strażników

- Żyje i ci pomoże

- Dobrze w takim razie życz mi powodzenia – ich spojrzenia się spotkały lecz tym razem były bez emocji

- Powodzenia chłopcze

 

Wolf zabrał swoje rzeczy z kąta sali i wyszedł przez portal który zamigotał na czerwono. Starzec uśmiechnął się i usiadł przy stole z czarnym herbem z wieżą pośrodku.

********************************************************************************************************************************

reynewan   
kwi 08 2011 Poszukiwany
Komentarze (0)

Dzieje Wolfa z Verigold

cz. III

 

Okoliczne pola porośnięte były kępami trawy i niskimi jakby skarłowaciałymi drzewami. Wolf i Huro szli powoli rozmawiając beztrosko o wdziękach kobiet które czekających w Rterfin.

 

- Ech jakie piękne jest to życie jak takie perspektywy przed nami – rozpromienił się Huron – w sumie jestem ciekawy jak tam domek pod błękitną błyskotką?

- O ile pamiętam po ostatniej wizycie było w jak najlepszym porządku – Wolf uśmiechnął się porozumiewawczo do Hura – Cóż warto by zajrzeć zaraz po sutym posiłku.

 

Huro przytaknął i przyspieszył kroku. Pomału zbliżali się do przedniej bramy miejskiej i do jak pamiętał Wolf niezbyt przyjemnego faktu kontroli celnej. Przed nimi uformowała się kolejka ludzi, krasnoludów i elfów oraz cholera wie czego jeszcze i pomału przesuwała się w stronę budki strażniczej przed bramą.

 

- 5 torów i ani kopra mniej! - krzyczał gdzieś z przodu mocno już rozeźlony strażnik – jak nie pasuję to wjazdu nie ma!

Kłótnia chwilę jeszcze trwałą jednak najwyraźniej obie strony doszły do kompromisu i kolejka posunęła się o kilka metrów. Po około 20 minutach Wolf i Huro znaleźli się pod bramą.

 

- Towar do oclenia macie? - Strażnik spojrzał na nich badawczo – alkohol, biżuteria czy inne barachło? Nie? Otwierać torby.

Wolf podał strażnikowi swój tobołek i po krótkich oględzinach dostał go z powrotem, tak sam szybko poszło z Hurem.

 

- Dobra to będzie po 50 koprach na głowę – strażnik uśmiechnął się pazernie zgarniając do sakiewki odliczone kopry.

 

Straż przepuściła ich dalej i wkroczyli w wewnętrzny pierścień murów obronnych Rterfin. Do samego miasta było jeszcze dobre 5 kilometrów ale zajazd ciotki Huro znajdował się już parę metrów od bramy.

 

- Pora coś zjeść mój drogi – Huro przeciskając się między podróżnymi wszedł do zajazdu, Wolf podążył za nim.

 

Podeszli do szynkwasu i zamówili po kuflu piwa i całego prosiaka w ziemniakach co co prawda uszczupliło ich trzosy ale głodny pieniędzy nie liczy. Zasiedli do stołu przy ścianie i przez najbliższe pół godziny słychać było tylko przełykanie, mlaskanie i dźwięk sztućców. Po obfitym posiłku rozleniwieni spoglądali po karczmie. Jak było widać interes szedł tak świetnie, że aż brakło miejsc i dziw gdzie właściciele upchnęli wszystkich gości. Były tu i niziołki i orki, ludzi, elfy oraz trole. Wszyscy rozmawiali przekrzykując się nawzajem więc gwar był nie do zniesienia, zdawało się jednak, że nikomu to nie przeszkadza.

 

Huro i Wolf rozmawiali chwilę dopóki nie podeszła do nich szóstka nieznajomych. Wolf spojrzał na nich i zamarł.

 

- Wolfie z Verigold jesteś aresztowany z mocy rady miasta Rterfin – Powiedział spokojnie spod kaptura jeden z nieznajomych, jego wzrok spoczął na Huro – Zabrać oboje nie wiadomo czy to nie wspólnik

- Nie ja tyl.. - Huro próbował protestować ale został zakneblowany i związany tak jak i Wolf

 

Ku zainteresowaniu całej gawiedzi zostali wyprowadzeni przez straż z gospody.

********************************************************************************************************************************

reynewan   
kwi 08 2011 Na spotkanie z przeznaczeniem
Komentarze (0)

Dzieje Wolfa z Verigold

cz. II

 

Gałęzie uderzały go po całym ciele gdy biegł. Nie wiedział, czemu to coś go goniło, ale jedno było pewne, z każdym krokiem było coraz bliżej. Wolf nie koniecznie czekał na spotkanie. Gnał szybciej niż zazwyczaj. Skręcał co chwilę poza ścieżkę. Upiorne wycie tylko podkreślało mroczny wygląd lasu, który zmienił się nie do poznania w czerwonej poświacie.

 

Bitwa... krew... tak dużo krwi...

 

Wizje które pojawiły się w głowie Wolfa nie były pocieszające jednak nie czuł, się osaczony. Jakby chciały żeby słuchał. Zatrzymał się, zamknął oczy i wsłuchał się. Nagle ciemny dym uderzył w niego falą i wił się wokół jego ramion, nóg i szyi wchodząc do jego ust. Krztusił, drapał w gardle..

 

Idź.. Powiedz.. Zwróć nam to co nasze.. Posłaniec..

 

Opuściły go siły upadł na kolana, łapiąc się za głowę czuł, że zaraz oszaleje..

 

Wieża.. Północ.. Mag.. Przynieś..

 

Łączył słowa ale brakowało w nich sensu, a może po prostu nie mógł się na nich skupić, nie rozumiał.

 

Klejnot.. Kurhan.. Talizman.. Nam..

 

Wolf opadł w mroczny sen, wprost w dym otaczający jego nogi

 

* * *

Obudziło go poszturchiwanie..

 

- Panie żyjesz pan?

- Haaaalllooo – Wolf otworzył powiekę i spojrzał na człowieka kucającego nad nim

- Żyję – ciężko odetchnął i wstał zataczając się, tracąc równowagę wpadł na nieznajomego

- Wszystko w porządku? - Blondyn jak zauważył Wolf ubrany był w przeszywanicę

- Nie do końca ale pomińmy to. Gdzie ja jestem?

- Na drodze wjazdowej do Rterfin

 

Blondyn podał mu rękę pomagając wstać

- Huro miło mi – uśmiechnął się od ucha do ucha – a jak Ciebie zwą?

- Wolf, dzięki – odwzajemnił uśmiech choć nie do końca wierzył w dobre intencję obcych ludzi i pomacał mieszek czy aby nie zelżał monet było tyle co wcześniej co go uspokoiło.

 

Wolf obejrzał się na las, który widniał na horyzoncie. Drzewa szumiały przyjemnie w słońcu.

- Nie jesteś ranny? - zapytał Huro – bo jeśli tak niedaleko jest zajazd który prowadzi moja ciotka jeśli chcesz mogę Cię tam zabrać i odpoczniesz trochę?

Co to było i czemu znalazłem się tutaj? Co mnie przeniosło, ten dym? Wizji już nie ma ale jednak czuję, że są gdzieś w mojej głowie...

 

- No to jak? - Huro klepnął go w plecy – Idziemy?

- Tak muszę się napić i to ja stawiam – Wolf uśmiechnął się do towarzysza i ruszyli drogą wijącą się wśród stawów Orihonu wprost do zanurzonego w mgle Rterfin.

 

Wiatr delikatnie poruszał lekko podartą koszulę Wolfa pokazując czarną wieżę na jego plecach.

********************************************************************************************************************************

reynewan   
kwi 08 2011 Droga do czeluści
Komentarze (0)

Dzieje Wolfa z Verigold

cz. I

 

Droga wiła się między pagórkami. Ciepłe promienie słońca rozpraszały się między liśćmi dębu pod którym odpoczywała otulona w płaszcz postać. Wolf, bo o nim tu mowa, czekał aż minie godzina największych upałów i będzie mógł ruszyć dalej. Jednak, jak na razie, podobało mu się tutaj. Strumyk obok dębu dawał kojący chłód i przyjemnie współgrał z szeleszczeniem liści. Godziny leniwie płynęły i w końcu Wolfa zmorzył sen. Minuta za minutą delikatne pochrapywanie dołączyło do reszty muzyki natury..

 

Wtem zza jednego z pagórków wyjechał wóz, prowadzony przez dwójkę dość hałaśliwych jegomości, burząc piękną ciszę. Wolf spojrzał spod kapelusza na jadących i zerwawszy się szybko, podszedł na skraj drogi i zamachał kapeluszem.

- Moi drodzy, dokąd to zmierzacie?! - zakrzyknął uśmiechnięty

- Ano ani to Twój, ani interes – odparł woźnica

- Fakt, więc spadaj, łachudro, zanim Ci kark kijem obiję – uśmiech drugiego wywołał nieprzyjemny dreszcz u Wolfa.

Cofając się, aby nie zostać stratowanym przez konie Wolf zapamiętał sobie, oj bardzo dokładnie zapamiętał każdy szczegół, każdą krostkę na twarzy krasnoludów i wiedział, że jeszcze im za to odpłaci. Zmieszany zabrał torbę i ruszył zakurzoną przez przejeżdzający wóz drogą w stronę Rterfin cicho podśpiewując:

 

Ritera tu, ritera ti

Warto być miłym, warto być dziś

Ritera tu, ritera ti

Bo jutra możesz nie dożyć już dziś

 

Krok za krokiem zmierzał do lasu. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi i prześwitywało między drzewami sprawiając wrażenie, że szczyt lasu płonie. Kiedy wszedł w gąszcz otoczył go mrok nocy. Odgłosy nocnej fauny powoli zaczęły rozlegać się wśród drzew.

 

Idąc ścieżką Wolf obrócił się z dziwnym przeczuciem... coś nie pasuje w tym lesie. Patrząc do tyłu widział, że droga zakręca, a pamiętał przecież, że szedł cały czas prosto.. Zaczął iść szybciej, oglądając się niepewnie na boki i wsuwając sztylety do rękawów. Szum drzew się nasilał i Wolf przestał słyszeć własne kroki. Wszystko byłoby normalne nawet jak na zakrzywiający, wyjący las, gdyby wśród wycia wiatru nie było słychać głosów. Dochodziły gdzieś z oddali, wbijając się w głowę i przekazując obrazy..

 

las.. osadnicy.. czerwony księżyc w nocy... przerażające wycie.. ucieczka..

strach rozchodzący się po żyłach... nieee !!! odejdź, proszę, nieee...

 

Głosy urwały się jakby nożem uciął i byłaby w tym jakaś pociecha, gdyby nie dziwna łuna. Wolf mimowolnie spojrzał w górę i w momencie, gdy ujrzał to czego się obawiał usłyszał rozdzierające ciszę wycie dobiegające z miejsca, w którym wszedł do lasu.

Biec, biec, żeby żyć...

********************************************************************************************************************************

reynewan