kwi 08 2011

Droga do czeluści


Komentarze: 0

Dzieje Wolfa z Verigold

cz. I

 

Droga wiła się między pagórkami. Ciepłe promienie słońca rozpraszały się między liśćmi dębu pod którym odpoczywała otulona w płaszcz postać. Wolf, bo o nim tu mowa, czekał aż minie godzina największych upałów i będzie mógł ruszyć dalej. Jednak, jak na razie, podobało mu się tutaj. Strumyk obok dębu dawał kojący chłód i przyjemnie współgrał z szeleszczeniem liści. Godziny leniwie płynęły i w końcu Wolfa zmorzył sen. Minuta za minutą delikatne pochrapywanie dołączyło do reszty muzyki natury..

 

Wtem zza jednego z pagórków wyjechał wóz, prowadzony przez dwójkę dość hałaśliwych jegomości, burząc piękną ciszę. Wolf spojrzał spod kapelusza na jadących i zerwawszy się szybko, podszedł na skraj drogi i zamachał kapeluszem.

- Moi drodzy, dokąd to zmierzacie?! - zakrzyknął uśmiechnięty

- Ano ani to Twój, ani interes – odparł woźnica

- Fakt, więc spadaj, łachudro, zanim Ci kark kijem obiję – uśmiech drugiego wywołał nieprzyjemny dreszcz u Wolfa.

Cofając się, aby nie zostać stratowanym przez konie Wolf zapamiętał sobie, oj bardzo dokładnie zapamiętał każdy szczegół, każdą krostkę na twarzy krasnoludów i wiedział, że jeszcze im za to odpłaci. Zmieszany zabrał torbę i ruszył zakurzoną przez przejeżdzający wóz drogą w stronę Rterfin cicho podśpiewując:

 

Ritera tu, ritera ti

Warto być miłym, warto być dziś

Ritera tu, ritera ti

Bo jutra możesz nie dożyć już dziś

 

Krok za krokiem zmierzał do lasu. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi i prześwitywało między drzewami sprawiając wrażenie, że szczyt lasu płonie. Kiedy wszedł w gąszcz otoczył go mrok nocy. Odgłosy nocnej fauny powoli zaczęły rozlegać się wśród drzew.

 

Idąc ścieżką Wolf obrócił się z dziwnym przeczuciem... coś nie pasuje w tym lesie. Patrząc do tyłu widział, że droga zakręca, a pamiętał przecież, że szedł cały czas prosto.. Zaczął iść szybciej, oglądając się niepewnie na boki i wsuwając sztylety do rękawów. Szum drzew się nasilał i Wolf przestał słyszeć własne kroki. Wszystko byłoby normalne nawet jak na zakrzywiający, wyjący las, gdyby wśród wycia wiatru nie było słychać głosów. Dochodziły gdzieś z oddali, wbijając się w głowę i przekazując obrazy..

 

las.. osadnicy.. czerwony księżyc w nocy... przerażające wycie.. ucieczka..

strach rozchodzący się po żyłach... nieee !!! odejdź, proszę, nieee...

 

Głosy urwały się jakby nożem uciął i byłaby w tym jakaś pociecha, gdyby nie dziwna łuna. Wolf mimowolnie spojrzał w górę i w momencie, gdy ujrzał to czego się obawiał usłyszał rozdzierające ciszę wycie dobiegające z miejsca, w którym wszedł do lasu.

Biec, biec, żeby żyć...

********************************************************************************************************************************

reynewan   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz